Thank you for your cooperation
Thank you for your cooperationPamiętam jak w każdej rozmowie dla żartów o Stanach Zjednoczonych mówiło się: uważaj bo to państwo policyjne. Oburzaliśmy się mówiąc, że konieczna jest wiza, że na lotnisku zdejmują odciski palców jak kryminalistom, że wypytują Cię o
Share:
Written by:
Tags:
Thank you for your cooperation
Pamiętam jak w każdej rozmowie dla żartów o Stanach Zjednoczonych mówiło się: uważaj bo to państwo policyjne. Oburzaliśmy się mówiąc, że konieczna jest wiza, że na lotnisku zdejmują odciski palców jak kryminalistom, że wypytują Cię o szczegóły przyjazdu. Dlaczego nigdy nie poruszaliśmy tematu Chin. Nie wiele osób zdaje sobie sprawę jak daleko sięga wzrok Chinese Surveillance i że zaczyna się na dobre zanim tam polecisz. Będziesz się śmiać z wizy do USA jak zaczniesz wypełniać wniosek o wize do Chin. Odpowiesz na pytanie co robisz w pracy lub w swojej firmie, jakie masz skończone szkoły i kiedy to było, co robią Twoi rodzice oraz podasz pełen plan podróży, czym lecisz i gdzie będziesz spał - łącznie 11 stron wniosku. Potem odbijesz wszystkie palce i wystawisz twarz do skanowania. Możesz zacząć się pakować.
Niby masz to za sobą, ale na lotnisku zderzysz się z ilością kamer jakiej na raz nigdy nie widziałeś. Duże, małe, obracające się za Tobą, termiczne. Jedna bramka, druga bramka, skanowanie palców, skan twarzy, jeśli wszystko się zgadza dostajesz karteczkę że jest ok. Możesz wjechać na terytorium. O ile te nagraniczne skanowanie daje się w głowie uzasadnić to do skali i zaawansowaniu monitoringu będziesz się przyzwyczajał do końca pobytu. Tablice informacyjne o tym że będziesz monitorowany są powszechne i wtóruje im podziękowanie za współpracę. Thank you for your cooperation.
Wysiadam z lotniska, niestety jest po 23:00 więc w każdym chińskim mieście metro jest już nie czynne. Mkniemy taksówką po podświetlonej 3-4 pasmowej autostradzie i co równy odstęp jest tam bramka z ostrymi światłami led, które dodatkowo fotografują każdy pojazd z kilku stron. Jest coś magicznego i przerażającego w tym rejestrowaniu. Czułem tą obserwację, to jest jawne - nikt niczego nie ukrywa. Kierowca taksówki raczej się nad tym nie zastanawia. Potem tej samej nocy szukając hostelu wita mnie face recognition na wejściu do strzeżonego osiedla, w stróżówce widzę, że monitoring odprowadzi mnie pod same drzwi i jak już wyjadę windą na 29 piętro, to pożegnają mnie małe okrągłe półkola z windy i korytarza. Ale te maluszki już nie robią takiego wrażenia. Mamy je u siebie, już się zdążyłem przyzwyczaić, jak chyba większość.
Następny dzień to moje pierwsze w życiu, prawdziwe zetknięcie się z Chinami. Jako, że jestem fanem technologii (nie gadżetów) i jej implementacji w codzienne życie, to już do końca dnia nie będę mógł się napatrzyć. Co więcej moje podekscytowanie jest często wprost proporcjonalne do skali, a w Państwie Środka słowo skala wyrażone jest w pełni. Chodzę jak dziecko i oczy mi się świecą. Chiny mnie totalnie zaskakują ilością ekranów w przestrzeni miejskiej oraz głośników nadających komunikaty. Od tych w metrze po wywieszone szczekaczki odtwarzające promocję nagraną przez właściciela sklepu. Jednocześnie przyglądam się wszechobecnym plątaninom kabli i przewodów. Zaskakuje mnie ilość pojazdów elektrycznych, wszędzie słychać szum ich silników. Wszyscy wokoło są wpatrzeni w telefony. Płacą także głównie telefonami. Jest pochmurno więc nic specjalnie nie kontrastuje oprócz ekranów i ledów. Jedynie nad tym wszystkim daleko wystają wieżowce. Odwrotnie niż w Europie czy USA są one przeważnie mieszkalne nie biurowe.
Cały ten pakiet technologiczny jest nałożony na wiekową tkankę miejską, brudną od wilgoci, zużycia i kurzu. Jeśli miałbym jednym słowem opisać jak to wygląda, powiedziałbym Bladerunner - nie przesadzam.
I te kamery. To jest dla mnie najbardziej niesamowity element zwiedzania. Kamery są dosłownie wszędzie. Są na widoku. Każda kamera wyrasta na świeżej ocynkowanej nodze z tej zużytej tkanki, i kontrastuje z nią świeżym kompozytem i futurystycznym kształtem. Czasem jest to jedna, czasem 5, a czasem 10 kamer o różnym rozmiarze i kierunku. Czasem wpięte są w pęk kabli oplatający zaułek budynku, czasem wpięte do migającej serwerowni i rzadziej do stróżówki. A więc każdy kąt, każdy zaułek, od skrzyżowania po uliczkę jest pod nadzorem. Auta policyjne mają na kogucie ich z 8. Czasem w zułku stoi też policyjny camerek na sygnałach. Czy tam ktoś siedzi? Nie mam pojęcia.
Idę i chociaż zdarza się tak, że nikogo poza mną nie ma to, poczucie że ktoś kto patrzy pozostaje. Spokojne i dyskretne, po cichu, bez możliwości bezpośredniej interakcji. Idę uliczką, przede mną kamera wycelowana we mnie. Patrzę na nią a ona patrzy na mnie. Mijamy się. Nic się nie dzieje.
Myślę sobie - w sumie ok, nie mam ostatecznie wiele przeciwko temu, bo w końcu nie zamierzam zrobić nic, co było by nie zgodne z prawem. Z drugiej strony mogę czuć się bezpiecznie, bo nikt nie myśli o tym, żeby mnie okraść czy pobić bo wszystko byłoby zarejestrowane. Druga strona myśli ok, ale dlaczego czy muszę na prawdę być nagrywany skoro nie robię nic złego?
Fascynująca jest także technologiczna strona tego przedsięwzięcia. Jaka ilość danych jest przesyłana i przechowywana, gdzie, ile osób to obsługuje i ile to może kosztować? Aktualnie w Chinach zainstalowanych jest 170 mln kamer, a do końca kolejnego 10-lecia ma być ich 600 mln. Do tego serwery, centra, bazy danych, maintenance, zaplecze informatyczne i RD. Na jakim faktycznym poziomie zaawansowania to stoi. Jest kilka artykułów, które opisują dokonania w dziedzinie monitoringu, ale czy to już jest zaimplementowane czy narazie to tylko pokazówka. W wielu miejscach są tablice mówiące, że monitoring jest wsparty przez AI żeby ułatwić pracę służbom ochrony. Są artykuły o tym, że system jest w stanie opisywać płeć, wiek, ubranie i miejsce real time. Jest ogłoszona specjalna dyspozycja, aby do końca 2020 złożyć gotową propozycję uruchomienia Social Credit Score czyli zliczania punktów, za codzienne czynności, zachowania czy wybory zakupowe i na tej podstawie oceniać np zdolność kredytową czy rozpatrywać podanie o pracę. Brzmi to strasznie, ale to się dzieje. I może nam ciężko jest to przyjąć, ale dzieci dorastające w tym systemie uznają to przecież za oczywiste. Po za tym proces oddawania swojej prywatności postępuje coraz śmielej. Kiedyś pojedyncza kamera to było wielkie coś, teraz małe czarne punkciki są w każdej przestrzeni. Ile razy mówiłeś o jakimś produkcie w obecności swojego telefonu, żeby za chwile zobaczyć reklamy tego produktu na facebooku.
Zastanawiam się więc wyjeżdżając z Chin, na ile można mnie tam odtworzyć. Czy jednym kliknięciem można sporządzić listę gdzie byłem, zaimportować do excela wszystkie zdjęcia osób z którymi rozmawiałem? Może zestawić to z moją historią zakupową i czasem spędzonym w metrze?
O ile w przypadku Social Credit Score niebezpieczeństwo wynika z możliwości ręcznego zmniejszenia tych punktów i wtedy nikt nie będzie w stanie dociec że to nie prawda. Ale tak na co dzień? Czy w ogóle istnieje jeszcze prywatność, żeby mieć pretensje o jej naruszenie? W zamian przecież dostajemy bezpieczeństwo. Słowo XXI wieku. Dostajemy w takim razie tak dużo, oddając coś czego i tak nie widać ani nie da się zmierzyć.
My tylko patrzymy, ok?
Thank you for your cooperation.
Hotel Dancers
.woocommerce-product-gallery{ opacity: 1 !important; } .wpb_animate_when_almost_visible { opacity: 1; } Hotel DancersBarcelona 27.12.2019Marcin, przepraszam że tak późno daję znać..Jestem w ciągłym biegu z próby na próbę.Edition Hotel, Plaza de Cataluna 1223.Pokaz zaczyna się o 22:00. Wsiadam na moto od Oliviera. Jedyny słuszny środek
Share:
Written by:
Tags:
Hotel Dancers
Barcelona 27.12.2019
Marcin, przepraszam że tak późno daję znać..
Jestem w ciągłym biegu z próby na próbę.
Edition Hotel, Plaza de Cataluna 1223.
Pokaz zaczyna się o 22:00.
Wsiadam na moto od Oliviera. Jedyny słuszny środek transportu w tym mieście. W niecałe 13 minut przebijam się spod prawie Sagrady Familii zahaczając dla zabawy przez turystyczny kocioł Passeig de Garcia i kończąc na obrzeżu wjeżdżam na rozległy plac Placa d’ Antoni Maura, na którym parkuję. Blokada na koło, kask pod siedzenie, kluczyki do kurtki, przebiegam przez przejście, żeby za chwilę wejść do nowego multi gwiazdkowego hotelu.
Szukam Izy (Izzy) z kabaretu. Uśmiechnięci concierge (między słowami oznajmiają mi że, nie muszę się tłumaczyć po co przyszedłem) życzliwie informują, że kabaret jest prosto, w prawo i schodami w dół. Idę, ale nie od razu – nie jestem w pośpiechu, rozglądam się. Góra – do sufitu z 8m – piękne wiszące lampy dają subtelny blask, rozświetlający drogie drewno na ścianach i na posadzce. Stół do pracy, bar, współczesne obrazy. Z każdym krokiem coraz więcej detali. Niebieska świecąca ściana intryguje, w zestawieniu z fakturą słoi, przyciąga. Cyk foteczka telefonem. Idę we wskazanym kierunku. Nie wyglądam na gościa hotelu, jednak każdy z obsługi, który na mnie patrzy, nie wątpi i nie podejrzewa, tylko obdarza serdecznym uśmiechem, któremu wtóruje delikatne, porozumiewawcze skinienie głowy. To typowe dla butikowych hoteli w zachodnich miastach, gdzie pieniądze są od pokoleń i każde kolejne korzysta coraz chętniej z luksusu nie udowadniania wyglądem, że je ma. Tak więc korzytam z przywileju. Mijam z 3 kontynenty narodowości przy kolacyjnych stolikach. Mijam zdjęcia jakiegoś reportażu z bliskiego wschodu. Mijam szafę szampanów i win, docieram do schodów. Dyskretny gwar parteru zanika w czerni i czerwieni. Mrok jest dominantą, z której wyłaniają się punktowo oświetlone drogie skórzane meble, pluszowe ściany, klinkierowe kafle i mahoniowe framugi. Sala ze sceną jest zaprojektowana z elegancją, a wieńczy ją ogromną połać czerwonej kurtyny. Jeśli mój opis zbyt mało oddaje stopień ekskluzywności, to kurtyna wygląda jakby te ciężkie falbany materiału, obszyte frędzlami mogły kosztować więcej niż wyposażenie całego mojego mieszkania.
– Llege para ver Izzy. Tu sabes ella?
– Si, vale!
– Gracias.
Jest Iza. Naturalnie uśmiechnięta. Piękny, mocny, południowy głos. Chwila zapoznania, oferuję dokumentację foto na zapleczu sceny, ale ona mówi: czekaj. Czuję, że to za szybka prośba, ale to nic dziwnego – nie znamy się. Nie nalegam – siadam i czekam. Pro tip: wiele rzeczy w życiu to gra w czekanie, albo gra w zamknięcie ryja w odpowiednim momencie lub zapoznanie się ze swoim miejscem w szeregu. Siedzę, robię szkic tego tekstu i nagle pojawia się Ona. W obłędnej złotej sukience. Idziemy? Wow, OK. Idziemy robić kilka ujęć przy niebieskiej ścianie, podziwiamy hotel, omawiamy co się wydarzy. Możesz wejść na zaplecze.
Nie zastanawiam się tam 3 sekund czy już mogę robić zdjęcia, po prostu to widzę. Sytuacja jest warta dokumentowania, takiego zaplecza nigdy nie widziałem i może nigdy nie zobaczę. Z każdym kolejnym zdjęciem, każdy członek ekipy tanecznej otwiera się. Niko, Marco, Izzy i Galaxia oswajają się. Robią swoje, ja robię swoje, czasem mówię stań tu, czasem spójrz w obiektyw, ale żadnych przesad.
– W tym roku dostałam wpierdol Marcin. Spadłam na 4 łapy, ale było mega ciężko. Barcelona nie jest przyjaznym miastem. Trochę się tu niebezpiecznie, trochę tu wszystko jest na pokaz. Ciekawe, też dostałem wpierdol i też spadłem na 4 łapy. Czy to taki rok?
Show jest w sumie niesamowite. Niko chodzi lepiej na rękach niż ja na nogach, Marco gładko obraca się na linach i widać każdy jeden mięsień jego pleców. Izzy czuje rytm jak mało kto, a jej wrodzona energia z uśmiechem i burzą włosów hipnotyzuje. Galaxia improwizuje sensualnym tańcem, który poprawia krążenie. Robię zdjęcia z odbiciem i moje usta cały czas mówią nieme: wow! Gra ciała, światła i cienia robi wielkie wrażenie, chociaż pokaz jest kameralny i nie wtóruje mu burza oklasków, błyski laserów czy huk muzyki.
Choreograf zachwycony. Dźwiękowiec zachwycony. Ja zachwycony. Tancerze dali 100%. Tylko publiczność ssie. Ludzie, tu się klaska, oha i aha. Jakąś reakcję, namiastkę życia proszę! Ale jest tylko połowa sali. Może dlatego. Może powinni dostać dwie lufy tequili na dzień dobry. Może. Ludzie majętni często są powściągliwi i nie pozwalają sobie na emocje. Jest 3 dni do sylwestra więc może i dla tego nie ma co szaleć, trzeba oszczędzać siły, raczej nie pieniądze, a na noworoczne party zrobić Ostateczne Pierdolnięcie.
Koniec pokazu – siadamy przy barze. Jesteśmy najprzystojniejszą i najbardziej wysportowaną 6-stką (sorry, ze mną) w tej knajpie. To na prawdę pora na wyjazd z Barcelony? Iza tu mieszkać nie chce. Jest tutaj podobnie jak chyba w każdym dużym mieście, gdy przyjeżdżasz realizować marzenia. Godzisz się na niższy standard życia. Mieszkasz daleko albo dzielisz mieszkanie z innymi za i tak absurdalne pieniądze. Podejmujesz się większości artystycznych zadań poniżej rozsądnego wynagrodzenia. Nie płaci się za nadgodziny. Licząc czas poświęcony na przygotowania pracujesz na 200%-300%. W każdym znanym mieście, na twoje miejsce jest nieskończona liczba chętnych. Bo mieszkanie w Barcelonie podobnie jak mieszkanie w Nowym Jorku to trochę jak płacenie za fancy logo na torebce. To prestiż powiedzieć: Ah wiesz, MIESZKAM W BARCELONIE. Ale drugą stroną medalu nie bardzo chcesz się pochwalić. Na pewien moment, na pewien etap jest to jednak dobry krok, warty spróbowania. Bo ostatecznie, przez mały, drobny wycinek swojego życia jesteś na topie, jesteś w miejscu gdzie są najlepsi. Możesz powiedzieć – byłem tam. To uzależnia, ale trzeba się liczyć z tym że nie będzie trwać na zawsze.
